Prezentujemy czytelnikom kolejny wywiad z okazji 90-lecia jubileuszu Szkoły Podstawowej w Sochocinie. Tym razem z Panem Tomaszem Wiktorowiczem wieloletnim pracownikiem Urzędu Gminy w Sochocinie, byłym sekretarzem, naczelnikiem, wójtem oraz przewodniczącym rady gminy, ale również absolwentem naszej szkoły.
W bieżącym roku szkolnym nasza szkoła obchodzi 90 lat swojego istnienia. Czy pamięta Pan swój pierwszy kontakt i wrażenie, jakie wywarła szkoła na Panu w okresie dzieciństwa?
Pamiętam doskonale, bowiem pierwsze lata szkoły podstawowej ukończyłem w czterooddziałowej, niewielkiej szkole „lokalnej” w Rzach. Takich małych szkółek obejmujących edukacją pierwsze cztery lata było na terenie gminy kilka, a miały za zadanie odciążyć od przeludnienia klasy w szkole w Sochocinie. Do dużego budynku Szkoły Podstawowej w Sochocinie przyszedłem już jako uczeń klasy piątej i naukę realizowałem do ukończenia szkoły czyli do klasy siódmej, bo tyle oddziałów liczyła wtedy szkoła powszechna. Z małej klasy przeszedłem do dużego budynku szkoły i wiele liczebniejszej nowej klasy. To robiło niesamowite wrażenie.
Jak wyglądała nauka w szkole za Pana czasów?
Biorąc pod uwagę liczebność uczniów, to wyglądała zupełnie inaczej niż teraz, gdyż uczniów było wielu, dlatego ciasne i małe izby lekcyjne były przepełnione. Dwie klasy 5a i 5b liczyły ponad 40 uczniów każda i ta ilość nie zmieniła się do klasy siódmej. Jeżeli chodzi o naukę, to za czasów mojej edukacji nie było testów, takich jak teraz, ale były klasówki, czyli dłuższe pisemne wypowiedzi z wielu przedmiotów, jak: język polski, język rosyjski, matematyka, chemia, fizyka i inne. Oczywiście nie było klasówek z wychowania fizycznego. Oceny otrzymywaliśmy też podobnie, jak teraz z odpowiedzi i różnych form prac pisemnych oraz zadań domowych. Te wszystkie oceny cząstkowe, które uzyskiwaliśmy w trakcie nauki rzutowały na ocenę okresową wystawianą wtedy po I semestrze nauki, na półrocze, po drugim semestrze i na koniec roku.
Nauczyciel, którego Pan pamięta do dziś?
Pamiętam prawie wszystkich, nawet mogę ich wymienić: kierowniczką szkoły była Pani Tomczyk, później Pani Broniszewska. Języka polskiego uczyła Pani Broniszewska, matematyki – Pani Tomczyk, języka rosyjskiego – Pani Skępska, biologii i geografii – Pan Giszczak, fizyki – Pani Kupniewska, chemii – Pani Suchodolska, a wychowania – fizycznego uczył Pan Jeżółkowski. Myślę, że nikogo nie pominąłem.
Jakie wydarzenie szkolne utkwiło Panu w pamięci?
Życie szkolne toczyło się oczywiście wokół edukacji ale też apeli, których mieliśmy sporo. Społeczność szkolna zbierała się wtedy na dolnym korytarzu co najmniej raz w tygodniu, niekiedy częściej, w zależności od tematyki i celu apelu. W trakcie tych zgrupowań pani kierownik omawiała bieżące sprawy szkolne, czasem problematyczne sytuacje dotyczące np. niewłaściwego zachowania uczniów. W trakcie apeli oczywiście odbywały się też inne uroczystości, nawiązujące do wydarzeń historycznych czy państwowych podobnie, jak w obecnej szkole.
Czy przyjaźnie zawarte w okresie szkolnym przetrwały?
Większość znajomości i zawiązanych przyjaźni w okresie szkolnym trwała długo, niestety dziś „gro” moich koleżanek i kolegów już nie żyje. W pierwszym wywiadzie prezentowaliście wspomnienia z lat szkolnych Pana Karabina- najstarszego mieszkańca naszej gminy. Ja przez cały okres szkolny siedziałem w jednej ławce z jego synem Mirosławem, który też niestety już spoczywa na cmentarzu, tak jak wiele osób z mojej klasy.
Gdyby Pan mógł cofnąć się w czasie, co by Pan zmienił z okresu swojej szkolnej młodości?
Gdybym mógł się cofnąć w czasie i miał takie możliwości sprawcze oraz też środki finansowe, to przede wszystkim podjąłbym działania, by zaplecze edukacyjne i baza materialna czyli wyposażenie szkoły tej z mojej młodości, było na takim poziomie jak dziś.
Jakie przesłanie miałby Pan dla nauczycieli i uczniów z okazji jubileuszu szkoły z perspektywy swojego doświadczenia życiowego i zawodowego?
Przesłanie mam krótkie, odnoszące się do jubileuszu szkoły. Pragnąłbym, by uczniowie i wszyscy, którzy są związani z tą szkołą docenili fakt, że uczą się w szkole, która ma 90 lat historii i swojej tradycji. Budynek szkoły, który powstał w 1932 roku łączy losy, zapisane na kartach życia wielu ludzi – uczniów, nauczycieli i pracowników, darczyńców, rodziców oraz samorządowców. Ale to już przeszłość, a teraz przed Wami do zapisania dalsze karty księgi historii tej szkoły.
Ma Pan ogromne, wieloletnie doświadczenie w pracy w samorządzie terytorialnym. Kiedy zaczęła się Pana kariera samorządowca, jakie były jej początki?
Moja praca w samorządzie rozpoczęła się pierwszego stycznia 1973 roku, kiedy zostałem Sekretarzem w Gminie Sochocin. Urząd ten pełniłem ponad pięć lat, a następnie byłem naczelnikiem w sąsiedniej Gminie Ojrzeń do lipa 1981 roku. Od wspomnianego 1981 roku związałem się zawodowo z Gminą Sochocin, gdzie pracowałem dla mieszkańców na początku, jako naczelnik gminy. Po transformacji ustrojowej, jako wójt do 2006 roku, gdzie po pierwszej turze wyborów na wójta zrezygnowałem z kandydowania na to stanowisko, w konsekwencji czego spośród ubiegających wówczas kandydatów, w drugiej turze wyborów wójtem został Pan Jerzy Zawadzki, a mnie Rada Gminy wybrała na Przewodniczącego Rady Gminy i tę funkcję pełniłem do 2010 roku.
Jakie działania i przedsięwzięcia w Pana karierze zawodowej były największym wyzwaniem?
Wyróżniłbym kilka takich filarów działań. Po pierwsze rozbudowa obiektów szklonych. Po drugie rozbudowa infrastruktury dróg gminnych poprzez budowę jezdni asfaltowych i poprawę nawierzchni żwirowych. W tym zakresie było i jest wiele do zrobienia. Zależało mi, by mieszkańcy z każdej miejscowości mieli, jak najlepszy dostęp do urzędu. Po trzecie zadbanie o większe bezpieczeństwo mieszkańców poprzez stworzenie sieci remiz strażackich, które zostały wybudowane w Sochocinie, Idzikowicach, zmodernizowane w Smardzewie, Milewie, Kępie. Wracając do rozbudowy obiektów szkolnych to w Sochocinie, tych inwestycji było kilka. W latach osiemdziesiątych, za kadencji dyrektora Leona Majerkiewicza, do użytku została oddana część frontowa skrzydła obecnej szkoły, która powstała na fundamentach planowanej, ale nie zrealizowanej budowy sali gimnastycznej. Muszę też wspomnieć, że na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych na terenie gminy w Smardzewie został wybudowany od podstaw nowy budynek szkoły z całą infrastrukturą gospodarczą i wyposażeniem. Ale wracając do Sochocina, pamiętam, jak w latach dziewięćdziesiątych, kiedy utrzymanie oświaty w wyniku reform przejęły kuratoria, zapadła decyzja o rozbiórce stołówki, ze względu na zły stan techniczny. Nie dopuściliśmy do tego, a przeciwnie przy własnym nakładzie finansowym gminy, stary obiekt stołówki został praktycznie rozebrany do fundamentów, a następnie wybudowano stołówkę wraz z zapleczem i częścią hotelową, która funkcjonuje do dziś.
W nawiązaniu do słów Pana Wiktorowicza w kronice szkolnej widnieje zapis „Nowy rok szkolny 1997 był dla nas szczególnie pomyślny. Bowiem z nowym rokiem został oddany do użytku szkolnego wyremontowany obiekt dawnej stołówki. W budynku oprócz zaplecza kuchennego i pięknej sali konsumpcyjnej, przygotowanych zostało osiem pokoi hotelowych dla 30 osób…Z nowo otwartej stołówki korzystają dzieci, nauczyciele i mieszkańcy Sochocina spożywając w niej obiady… Z hotelu skorzystała już przebywająca w naszej szkole na zgrupowaniu kadra Juniorek Polski w piłce ręcznej AZS-AWFu z Warszawy. Nowy obiekt stołówki wraz z zapleczem hotelowym w połączeniu z halą sportową, stworzył możliwości organizowania nie tylko imprez sportowych szkolnych i lokalnych, ale też zgrupowań zewnętrznych i konferencji”.
Podobnie, po opuszczeniu lokum mieszkalnego mieszczącego się na terenie obecnego przedszkola-dalej wspomina pan Wiktorowicz – które tymczasowo zajmował wraz z rodziną dyrektor Majerkiewicz, dobudowano łącznik scalający oba wolnostojące wcześniej obiekty i tak powstał budynek przedszkola. Innym etapem rozbudowy było wybudowanie na miejscu wiaty pod autokar szkolny zaplecza mieszkalno-socjalnego, tego budynku, w którym obecnie schronienie znalazły rodziny w Ukrainy. Jednak w mojej ocenie największą i najbardziej kosztowną, poważną inwestycją było wybudowanie hali sportowej wraz z łącznikiem i pomieszczeniami gospodarczymi. Wszystkie powyższe inwestycje wymagały dużych nakładów, jednak ostanie przedsięwzięcie było największym wyzwaniem. Było to niesamowicie trudne zadanie organizacyjnie i finansowo. Pamiętam, ze w okresie budowy rzadko bywałem w urzędzie, bo większość czasu spędzałem w podróżach, załatwiając sprawy inwestycji, ale warto było. W konsekwencji udało nam się pozyskać środki chociażby z Totalizatora Sportowego na sfinalizowanie budowli.
O wspominanym znaczeniu hali sportowej, nie tylko dla możliwości poprawy realizacji zadań edukacyjnych i wychowawczych szkoły, ale również możliwości pozyskiwania środków finansowych na rozwój szkoły, mówi zapis z kroniki szkolnej „Gdy w 1995 roku pobudowano nam halę sportową, to złapaliśmy Pana Boga za nogi. Dostaliśmy od losu szansę, którą teraz wykorzystujemy- mówi Anna Zwierzchowska dyrektor Publicznego Zespołu Szkół i Przedszkoli Samorządowych w Sochocinie. Przez ostanie wakacje szkoła zarobiła na hali 120 tysięcy złotych… Dzięki temu dużo pieniędzy wydajemy na pozalekcyjne zajęcia, doposażamy szkołę. Dostaliśmy komputery z MENu, ale całe wyposażenie pracowni: stoły, krzesła i inne zakupiliśmy sami… Inwestujemy też w pomoce dydaktyczne i kursy dokształcające dla naszej kadry nauczycielskiej… Dużo pieniędzy szkoła wydaje na utrzymanie Szkolnego Klubu Sportowego Wkra. Piłkarki ręczne z Sochocina są jednymi z najlepszych szczypiornistek w Polsce”… W innej części kroniki szkoły widnieje fragment artykułu z prasy lokalnej, a w nim: „Hala sportowa w Sochocinie jest obiektem na miarę XX wieku. Dlatego władze szkoły zadbały, by nie stała pusta w czasie wakacji. Na różne zgrupowania sportowe, głownie piłki ręcznej, przyjedzie tu w okresie lipca i sierpnia około 300 osób. W szkole w zajęciach sportowych z hali korzysta poza uczniami również młodzież miejscowa. Niedawno zwyciężyła ona w turnieju piłki ręcznej makroregionu mazursko-warszawskiego, w którego skład wchodzą zespoły z 7 województw. Władze szkoły i gminy (spore w tym zasługi wójta Tomasza Wiktorowicza) myślą o utworzeniu koło sportowych obiektów gabinetu odnowy biologicznej. Gdy zrealizują ten zamiar, będzie to wymarzone miejsce dla sportowców”. W jednym z pomieszczeń hali sportowej w niedługim czasie powstała „mini siłownia”.
Jak ocenia Pan zmiany i zadania urzędu w zakresie oświaty po transformacji ustrojowej i reformie samorządowej?
Potrzeby w oświacie były, są i będą. I powiem kolokwialnie, że jeżeli „Ktoś” chciał pracować, czyli poważnie i odpowiedzialnie podchodził do realizacji zadań samorządu w zakresie szkolnictwa, to „coś” dla oświaty zawsze mógł zrobić, by poprawić jakość infrastruktury, warunków uczenia się dzieci czy pracy nauczycieli. Mnie nie przeszkadzały w realizacji podejmowanych działań czasy „przed” i „po” zmianach politycznych. Chociaż zaraz po transformacji ustrojowej na początku lat 90-tych było łatwiej, w tym znaczeniu, że przepisy prawa dotyczące chociażby finansowania inwestycji były nieco” luźniejsze”, co dawało większe możliwości finansowania inwestycji w trakcie jej realizacji. Później prawo w tym zakresie „dociśnięto”. I wtedy, by zacząć inwestycję należało mieć już zgromadzone na jej realizację środki, co wielokrotnie dla małych gmin było i jest trudne.
Proszę przybliżyć zasady finansowania i utrzymania oświaty przez gminy?
Powiem smutną i brutalną prawdę przynajmniej taką, jaka była za moich czasów urzędowania. Cała rzecz rozbijała się o brak pieniędzy, bo gdy władza centralna mówiła, że „daje pieniądze” na oświatę, to najczęściej dawała „tabelę finansowania”, ale środki pieniężne spływały do urzędu w znikomej ilości albo wcale. Niestety wtedy trzeba było szukać środków we własnym zakresie, najczęściej przesuwając z innych działów. Czasami do granic możliwości zmuszeni byliśmy „rozciągać” możliwości finansowe i szukać innych sposobności, by móc zrealizować planowane na terenie gminy inwestycje. Tak na przykład, by zrealizować wodociągowanie w czasie mojej kadencji pozyskaliśmy dwukrotnie znaczne środki od japońskich inwestorów czy wspomniane wcześniej pieniądze z totalizatora na ukończenie hali sportowej.
Jak Pan porówna rozwój oświaty na terenie naszej gminy za Pana kadencji a funkcjonowanie oświaty dziś?
Jeżeli mogę sam siebie oceniać, to wydaje mi się, że pozostawione po mnie inwestycje są oceną moich kadencji i pracy dla społeczeństwa. Trudno mi oceniać stan oświaty późnej i obecnie, ponieważ nie znam realiów finansowania i wielkości obecnych subwencji oświatowych. Powiem krótko. Dużych inwestycji nie widzę, chociaż jakieś modernizacje na pewno są też realizowane. A jest coś, co w mojej ocenie jest bardzo potrzebne, co też miałem w swoich planach, ale nie udało się zrobić. To basen przy szkole w Sochocinie. Taka inwestycja poprawiłaby znacząco bazę sportowo- rekreacyjną całej oświaty gminnej, byłaby miejscem realizacji zadań sportowych dla miasta i gminy i w jakimś stopniu możliwością też pozyskiwania i zarabiania dodatkowych pieniędzy.
Dziękujemy za rozmowę.
W artykule wykorzystano również fragmenty nagrania rozmowy Pana T. Wiktorowicza z uczennicami szkoły.
Opracowanie: Anna Buras