Od przeszłości do teraźniejszości – to cykl wywiadów z okazji jubileuszu 90-lecia powstania szkoły podstawowej w Sochocinie. Z tej okazji zaplanowano w bieżącym roku szkolnym wiele imprez uświecających to wydarzenie. Jednym z nich są comiesięczne wywiady z byłymi absolwentami i osobami zasłużonymi dla rozwoju szkoły.
Dziś prezentujemy wypowiedź państwa Majerkiewiczów – pani Hanny – emerytowanej nauczycielki i pana Leona – byłego dyrektora szkoły.
Jak Państwo wspominają pierwszy kontakt z naszą szkołą?
Pamiętam, że przytłoczyło mnie pierwsze wrażenie budynku szkoły w Sochocinie- wspomina pani Hanna Majerkiewicz. Wcześniej pracowaliśmy w ładnym, widnym budynku szkoły w Rybitwach, gdzie sale były obszerne i jasne. Natomiast szkoła, w której mieliśmy zacząć prace od 1973 roku, była zupełnym przeciwieństwem. Sale lekcyjne wysokie, ale małe. W każdej izbie lekcyjnej stał kaflowy piec, w którym woźna musiała w okresie jesienno- zimowym i wczesną wiosną napalić rano, a po południu uporządkować palenisko, później wynieść popiół. Podłogi w korytarzach były drewniane i impregnowane czarnym olejem, co powodowało ponury i przytłaczający nastrój. Tym bardziej, iż światło słoneczne słabo docierało do środka, bo okna były niewielkie, a dodatkowo zamontowano w nich malutkie szyby, co tworzyło wyobrażenie krat. To pierwsze wrażenie budynku szkoły oraz fakt, że nie mieliśmy tu w Sochocinie mieszkania służbowego, wpłynął na to, iż nie chciałam od momentu, gdy mąż został dyrektorem, podjąć tu pracy. Zostałam w dawnej szkole i tam jeszcze pracowałam przez dwa lata.
Zostałem mianowany dyrektorem Zbiorczej Gminnej Szkoły Podstawowej w Sochocinie przez Powiatowego Inspektora Oświaty- wspomina pan Leon Majerkiewicz, co potwierdza wpis zamieszczony w „Kronice szkoły” z dnia 4 stycznia 1973 roku „W związku z reorganizacją oświaty zostają i w naszej gminie stworzone zbiorcze szkoły gminne….Dyrektorzy wszystkich szkół gminnych zostali powołani i mianowani od 1 stycznia 1973 roku. Gminnym dyrektorem jest w naszej gminie ob. Leon Majerkiewicz. Były dyrektor w Szkole Podstawowej w Rybitwach Kokonkach”. Dla mnie, ta nominacja na gminnego dyrektora była trochę zaskoczeniem, bo należałem do PSL-u. Pamiętam, że na 10 szkół gminnych w powiecie, trzech dyrektorów było członkami Polskiego Stronnictwa Ludowego. Moje zdziwienie jednak opadło szybko, kiedy okazało się, że odmawiając zmiany szeregów partyjnych, do PZPR-u musiała zapisać się żona, bym mógł być dyrektorem szkoły, a sekretarz partyjny mógł mieć poczucie spełnienia swojej dziejowej misji.
Z jakimi zadaniami przyszło się Panu zmierzyć na początku pracy dyrektora?
Tak, jak wspomniała moja żona budynek szkoły był stary, ogrzewany piecami. Wymagał modernizacji i nakładów finansowych. Na szczęście istniało zrozumienie potrzeb modernizacji, zmiany ze strony władz, toteż udało się wybudować dwa budynki za szkołą- jeden z przeznaczeniem na przedszkole, drugi na mieszkanie dla nas. Z czasem, kiedy wybudowaliśmy swój dom na działce na osiedlu, te dwa małe budynki zostały połączone i tak powstało przedszkole, które funkcjonuje do dziś. W niedługim czasie na terenie szkoły wybudowany został pawilon z przeznaczeniem na stołówkę. Mieściło się w nim oczywiście pomieszczenie kuchenne, ale też sala gimnastyczna i kilka klas dla dzieci. Na początku, jak dobrze pamiętam, było tam przedszkole – „0”, a później oddziały szkolne dla klas młodszych. Obok tego budynku znajdowała się wiata, garaż „pod autobus szkolny”, którą w późniejszych latach przebudowano na budynek z pomieszczeniami mieszkalnymi, ten który dziś zamieszkają rodzinny z Ukrainy.
Szkoła nosi imię majora Henryka Sucharskiego, dlaczego ta postać została patronem?
W tamtych czasach procedury wyboru imienia patrona szkoły były mniej demokratyczne, nie angażowały do wyboru imienia całej społeczności szkolnej i środowiska. Głównie inicjatywa nadania imienia szkole i też nazwy ulicy w Sochocinie wyszła ode mnie, ponieważ jako historyk byłem zafascynowany postawą obrońców Westerplatte. Udało mi się przekonać nauczycieli i władze do nadania szkole imienia mjra Henryka Sucharskiego. Przygotowywania trochę trwały, został zamówiony sztandar i popiersie majora a dzień nadanie imienia był bardzo uroczysty. Oprócz całej społeczności szkolnej, przybyły władze powiatu, gminy, kuratorium, partii. Pamiętam, że udało mi się odnaleźć i zaprosić dwóch żołnierzy walczących na Westerplatte pana Rogielskiego i pana Dworakowskiego, którzy też przemawiali w czasie uroczystości. Słowa pana Majerkiewicza potwierdza obszerny wpis w „Kronice szkoły”- „Dzień 2 września 1974 roku był najbardziej uroczystym w historii naszej szkoły…Szkole naszej nadano imię bohaterskiego obrońcy Westerplatte mjr. Henryka Sucharskiego, którego popiersie wykonane przez panią Olkowską ufundowane przez Komitet Rodzicielski umieszczono na tle głównej ściany korytarza. Pod popiersiem mjr. Henryka Sucharskiego została zamieszczona urna z ziemią z Westerplatte. Aktu odsłonięcia popiersia i tablicy pamiątkowej dokonał major Łapieszko dowódca sztabu w Płońsku, a urnę z ziemią złożyli współtowarzysze Henryka Sucharskiego, którzy razem w 1939 roku stawiali czoło hitlerowskiej agresji, broniąc skrawka ukochanej ziemi….został również wręczony sztandar ufundowany przez Komitet Rodzicielski….”
Byliście Państwo pedagogami przełomu wieków. Trudnego okresu komunistycznego, a później czasu przełomu i okresu demokracji. Co z tego okresu wspominacie dobrze, a o czym wolelibyście zapomnieć?
Nie widzę dużej różnicy między tymi dwoma okresami dziejowymi. I kiedyś i dziś narzucano pewne trendy szkołom. A przecież nauczyciel to fachowiec, mistrz przygotowany do pracy, który ma za zadanie realizować podstawę programową ze swojego przedmiotu, jak najlepiej i to robi- dba o rozwój i bezpieczeństwo ucznia. Zaś rolą dyrektora jest zapewnić nauczycielowi pomoc, nowoczesne pomoce naukowe do wykorzystania na lekcjach, chociażby podstawowe wyposażenie klas czy wsparcie, wskazówki do pracy w czasie obserwacji zajęć prowadzonych szczególnie przez nowych nauczycieli. Oczywiście są jeszcze przełożeni dyrektora- kuratorzy, czy wizytatorzy. W tamtych czasach też kontrole bywały i na rozmowy byłem wzywany np. z powodu skarg, jednak zawsze można było wyjść z każdej sytuacji. Tam też pracowali ludzie, którzy „po ludzku podchodzili do problemu” nie zawsze kierując się ideologią. Pamiętam taką sytuację, jak Powiatowy Inspektor Oświaty zwrócił mi uwagę, że proboszcz za często organizuje wycieczki uczniom. Nakazał mi interweniować, bo w tamtej „epoce” źle wyglądała „zbytnia zażyłość z Kościołem”. Przeprowadziłem towarzyską rozmowę z proboszczem i ustaliliśmy, że nie będziemy się afiszować za bardzo z naszą współpracą. Podobny incydent zaistniał w czasie, gdy parafię nawiedzał Obraz Matki Boskiej i moja żona, tak jak większość mieszkańców, wystawiła w oknie obraz Matki Boskiej. Niestety, ktoś życzliwie doniósł do kuratorium. Zostałem wezwany i grzecznie poproszony o nie afiszowanie się z poglądami religijnymi. Takie to były czasy! Pytanie- na ile się zmieniły?!
Jak byście Państwo opisali młodzież, którą uczyliście z czasów tych dalszych i nieco bliższych nam?
Dzieci są podobne, chociaż dzieciństwo dawniej było inne, bo i czasy były inne. Na początku naszej pracy Szkoła liczyła przeszło 700 uczniów, jak na tamte czasy było to bardzo dużo. Klasy były przepełnione, bo i sali lekcyjnych było mało. Ja uczyłam w młodszych klasach I-IV, tak jak dziś wszystkich przedmiotów. Dzieci małe są ufne, bardzo chłonne wiedzy i nieco grzeczniejsze niż starsze. Słuchały chętnie, z zainteresowaniem, lubiły zabawy, zagadki. Kiedy czuły się znużone, albo hałasowały trzeba było stosować przerywniki w postaci krótkich ćwiczeń, zagadki, jakieś pogadanki. Zazwyczaj te metody skutkowały skupieniem uwagi i wyciszeniem, rozładowaniem napięcia. Dzieci i młodzież jest z natury ciekawa życia i bardzo lubi ruch, działanie. Ja we wcześniejszych szkołach, w których pracowałam uczyłam „w-f-u”, też lubiłam ćwiczenia, ruch, dlatego chętnie organizowałam zajęcia ruchowe, zabawy, gry na świeżym powietrzu. Do szkoły przyjeżdżała również młodzież i dzieci z Warszawy na kolonie w czasie ferii i wakacji. Chętnie spędzali czas na powietrzu, nad rzeką, na wyprawach do lasu. Wokół szkoły było i jest dużo zieloni i miejsca do aktywnego wypoczynku i zabawy.
Dzisiaj narzeka się na zachowanie młodzieży, czy kiedyś w szkołach panowała większa dyscyplina?
Szkoła oprócz dydaktyki ma też uczyć dyscypliny poprzez przestrzeganie norm i ustalonych zasad. Przy tak dużej ilości ludzi zdarzały się rożne sytuacje, napięcia, sprzeczki a nawet bójki. No ale nad tym wszystkim trzeba panować, bo rolą szkoły też jest, jak nie przede wszystkim jest zapewnienie uczniom bezpieczeństwa. Ja, kiedy byłem dyrektorem, miałem taką zasadę, że w każdy poniedziałek robiłem apel, można powiedzieć, taki „apel porządkowy” i tam często dyscyplinowałem „jednego” czy drugiego” „Gagatka” ale zawsze mówiłem o kimś bezimiennie. I nie trzeba było personalnie wskazywać winnego, bo po moich słowach, najczęściej ta osoba, tak się czerwieniła i czuła takie zmieszanie, że i tak wszyscy wiedzieli o kogo chodzi, a sam zainteresowany, najczęściej zmieniał postepowanie, bo wstydził się ponownego publicznego upomnienia.
Jesteśmy bardzo ciekawi, jak wyglądał dzień pracy nauczyciela dawniej, kiedy nie było tylu urządzeń elektronicznych w szkole?
Lekcje nauczyciele prowadzili tak jak teraz w klasach, wtedy uczyliśmy głównie opierając się na podręczniku, ćwiczeniach, nauce ładnego pisania w zeszytach- wspomina pani Hanna. W młodszych klasach często czytaliśmy książki, dzieci też same dużo czytały, później na przykład ilustrowały przeczytane fragmenty w myśl zasady, że „czytanie ćwiczy mózg, jak ruch ciało”. W starszych klasach również lekcje opierały się na przekazie nauczyciela, na pracy z podręcznikiem, rozwiązywaniu zadań przy tablicy, pisaniu opowiadań, streszczeń. Na zajęciach z techniki robiono prace z papieru, drewna, pieczono, było szycie, majsterkowanie- takie przydatne rzeczy w życiu. Oczywiście nauczyciele przedmiotów korzystali z pomocy, które były w szkole, takich jak mapy, globusy, jakieś rzutniki, ale nie było tylu pomocy i urządzeń jakie są teraz w szkole. Na pewno nowoczesne urządzenia pomagają nauczycielom i uczniom w nauce. Kiedyś nauczyciele wiele pomocy musieli sami wykonywać, rysować, wyklejać, bo nie było takich pięknych plansz czy ilustracji, a też samo wykonywanie pomocy nie było łatwe, bo trudno było kupić materiały do ich zrobienia.
Gdyby Pani mogła coś przenieść z tamtych lat pracy pedagogicznej na czasy współczesne, co to by było?
Więcej lekcji, nauki dzieci w bliskości z naturą. Zajęć na dworze. Spacerów, wyjść do lasu, na łąkę , nad rzekę, może do zagrody gospodarza, żeby obserwować, słuchać żywych zwierząt! Kiedyś pamiętam wokół szkoły dzieci uprawiały ogródki. Hodowały i pielęgnowały roślinki-warzywa, rabaty kwiatów. Uczyły się je obserwując, uczyły się odpowiedzialności, obowiązkowości. To warto byłoby kontynuować!
W Polsce, co jakiś czas przeprowadzane są reformy oświaty. Co rusz coś się zmienia. Czy przypomina sobie Pan taką zmianę, której wdrożenie nastręczało wiele trudności?
Nie przypominam sobie, by w tamtym okresie była przeprowadzona jakaś bardzo drastyczna zmiana, reforma edukacji. Reorganizowano nazwę szkoły, później wprowadzono klasy ósme, ale przeszło to w sposób naturalny, spokojny. Stworzono nowe programy do przedmiotów, podręczniki, utworzono w szkołach nowe roczniki klas i wszystko. Wtedy nie było takiego szumu w telewizji, w prasie jak dziś. Szkoły żyły swoim rytmem, tempem i nie było częstych zmian.
Co Państwo uważacie za swój największy sukces zawodowy?
Nie miałam jakiś wielkich sukcesów w moim życiu zawodowym- mówi pani Hanna. Starałam się sumiennie wypełniać zadania nauczyciela. Więc uśmiech dorosłych już uczniów po latach spotkanych na ulicy, w sklepie, na rynku, ich miłe słowo – to chyba jest też miarą sukcesu nauczyciela?
W ocenie pana Leona Majerkiewicza jego sukcesem jest rozbudowa terenu szkoły, nadanie imienia szkole – „to chyba to co po mnie zostało i służy pokoleniom”
Gdyby Pan został Ministrem Edukacji, to z perspektywy swojego doświadczenia zawodowego, co pan zaproponowałby współczesnej szkole.
Ministrem na pewno nie zostanę i nie chciałbym być. Szkoła jest miejscem wyjątkowym, każdy przez ten etap w swoim życiu przechodzi i ma swoje wspomnienia lepsze lub gorsze. Ta wyjątkowość tej instytucji i ważność polega na tym, że kształtuje młodego człowieka. Dlatego działania, cała edukacja powinna się skupiać wokół tego, by uczyć prawdy i kształtować dobrych ludzi. Nie potrzeba tak dużo a może , aż tyle…
W październiku obchodzimy Dzień Edukacji – święto wszystkich ludzi oświaty. Co Państwo byście powiedzieli z tej okazji uczniom i nauczycielom?
Dobro a zło-prawda a kłamstwo-to przesłanki, które nas otaczają przez całe życie i które musimy nauczyć się odróżniać i wybierać. A wybory są trudne, trzeba mieć siłę i wiedzę, i odwagę, by wybierać mądrze czyli dobrze! To cała prawda edukacji, ideologia, którą jako dyrektor, nauczyciel, ojciec, dziadek i pradziadek chciałbym przekazać młodym ludziom i koleżankom oraz kolegom pedagogom, by tymi wartościami się kierowali w życiu osobistym i zawodowym.
Opracowanie tekstu- Anna Buras. W wywiadzie wykorzystano również wpisy z kroniki szkoły oraz fragmenty nagrania rozmowy państwa Majorkiewicz z uczniami Szkoły Podstawowej im. mjra H. Sucharskiego w Sochocinie.
W nagraniu wykorzystano narzędzia audio-wideo pozyskane ze środków programu „Laboratoria przyszłości” przygotowanego przez MEiN w celu wsparcia rozwoju infrastruktury szkolnej.